Pamiętnik bezrobotnej...

Drodzy czytelnicy :)
stało się, jestem bezrobotna... oficjalnie zarejestrowana w Urzędzie Pracy. Zdolna, zawsze punktualna, niezwykle wydajna w pracy, i masakrycznie stłamszona przez pracodawców. Bo? Bo jestem mamą. Bo samotnie wychowuję dziecko. Bo podatki odprowadzam w Warszawie i nie mam skąd przywieźć do domu słoików pełnych jedzenia. Tak bardzo mi tego pracodawca zazdrościł, że aż zakazał mi urlopu. Wyobrażacie sobie?? Praca w sekretariacie szkoły. Niejednokrotnie po godzinach, bo szkoła prestiżowa. Na chorobowym czy to swoim czy dziecka, obydwoje musieliśmy stawiać się w pracy zwarci i gotowi: ja i mój 4-letni synek. Na szczęście obydwoje jesteśmy zahartowani i nie zdarzało się to często. Częściej zdarzało mi się iść na zwolnienie lekarskie z powodu przemęczenia w pracy. Na sesji u psychiatry dowiedziałam się że tak naprawdę na jednym etacie ogarniam cztery etaty co najmniej, jeśli chodzi o zakres obowiązków i zadań do wykonania w ciągu dnia. Pracodawca próbował mi wmówić, że fakt, iż nie mam kiedy iść na siusiu to tylko i wyłącznie kwestia mojej złej organizacji pracy. Jestem osobą bardzo ambitną. Ale nie mówię tu o ambicji awansu, tylko o ambicji robienia wszystkiego perfekcyjnie a przynajmniej dobrze. Żadnej pracy się nie boję, i potrafię naprawdę pracować za dwóch albo nawet trzech. Uwielbiam pracować. Uwielbiam być w pracy kreatywna. Ale nigdy nie wchodzę w kompetencje przełożonego, nawet jeśli widzę że wykształceniem mocno ode mnie odstaje i że muszę pewne rzeczy za niego zrobić. Siedzę sobie cichutko, bo nienawidzę wyścigów szczurów.



Jak się domyślacie, w takiej sytuacji każdy się kiedyś złamie. Każdy kiedyś sięgnie kresu wytrzymałości, zwłaszcza z przemęczenia. Kres nastąpił wtedy, kiedy pracodawca odmówił mi oddania nadgodzin, żebym mogła pójść do dziecka do przedszkola na przedstawienie z okazji Dnia Mamy, a później odmówił urlopu w wakacje. Kiedy pracownik sekretariatu szkoły ma wziąć urlop, jak nie w wakacje???

Dlaczego pracodawca się tak zachował? Bo powinnam pracodawcę całować po rękach za samą możliwość pracy. Bo przecież jako samotna mama jestem bezwartościowym pracownikiem. Bo samotne mamy to oszustki!! Prawda że durny argument?? Niestety zauważyłam, że coraz częściej jest tak samo bezmyślnie powtarzany przez społeczeństwo. Bo ktoś w Rządzie - poprzednim Rządzie zaznaczam - kiedyś rzucił takie hasło, i teraz wszyscy, którym wygodniej, powtarzają je jak mantrę, nie zastanawiając się nad sensem tego stwierdzenia.

Szlag mnie trafia, kiedy słyszę takie oskarżenia. I wtedy pytam: dlaczego samotne mamy to oszustki?? Dodam, że mojej pracodawczyni też się kiedyś podobne sformułowanie wyrwało. Wtedy osoba pytana, zaczyna się jąkać, i w końcu odpowiada, że no... w urzędach tak mówią... bo matki naciągają fakty... żeby wyłudzić pieniądze od państwa. A ja się pytam: jakim cudem naciągają??? Podają większą ilość dzieci?? Czy to że samotnie wychowują dzieci?? A nawet jeśli mieszkają z jakimś partnerem? Czy państwo zapewnia im pełen pakiet możliwości, jakie zapewnia kawalerom?? Z premedytacją piszę "KAWALEROM", ponieważ kawaler szybciej dostanie kredyt czy inną pożyczkę, niż panna. Dostanie większą pożyczkę. Jego nikt nie sprawdzi, czy ma dzieci. Takiemu łatwiej zachować pracę i otrzymać awans. W razie jakichkolwiek komplikacji on i jego partnerka nie będą traktowani w urzędzie jak małżeństwo. Ulg też im państwo nie zapewnia. Więc czy to ta mama oszukuje, czy jej partner ją do tego zmusza???????????

15 lat temu, gdy mieszkałam z narzeczonym w Anglii, kupując auto, automatycznie dostałam u ubezpieczyciela zniżkę na polisę, za sam fakt, że mam partnera. Że prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe. Ubezpieczycielowi już to wystarczyło za poręczenie, że będę jeździć bezpieczniej, bo mam dla kogo żyć. Nawet nie próbowali brać od nas żadnego oświadczenia, że zamierzamy się pobrać. Tutaj w Polsce prawo jazdy mam od 25 lat. Jeżdżę bezwypadkowo również na motocyklu. Myślicie że mam jakieś zniżki z tego tytułu? Nie wspomnę już o fakcie, że jestem mamą, i że z tego tytułu też powinnam mieć zniżkę. Ale my chyba nie jesteśmy w Europie.


A wracając do tych samotnych mam, które podobno żyją w związkach nieformalnych. Ile takich zdemaskowano? Zakładam że mówiono o matkach, które mieszkały z ojcami swoich dzieci. Nawet jeśli zdemaskowano, nadal uważam, że znowu źle skierowano zarzut oszustwa. W takim przypadku to ojciec jej dzieci powinien być oskarżony o to, że naraził ją na taką sytuację. Że kazał jej kłamać w urzędzie. Ale powrócę tu znowu do myśli, która męczy mnie za każdym razem, gdy myślę o tych ludziach: gdyby Rząd zapewnił rodzinom wszelki pakiet bezpiecznych rozwiązań finansowych, nie dochodziłoby do takich sytuacji w których mężczyźni zmuszają swoje partnerki do oszukiwania urzędników w gminie.

I znowu mężczyzna jest w takiej sytuacji nietykalny, a kobieta napiętnowana. Ja czuję się napiętnowana. Mimo że nigdy niczym sobie na to nie zasłużyłam.

Wracając do tematu bezrobotności... wiecie że nawet nie przysługuje mi zasiłek? Tyle lat pracuję. Odkąd skończyłam 18 lat ciągle pracuję, zazwyczaj na legalnych umowach. I własnie teraz, kiedy nie ze swojej winy potrzebuję pomocy Państwa, na moment, na parę miesięcy, żeby odbić się od dna, ta pomoc mi nie przysługuje. Ani rodzinne w gminie, ani dodatki mieszkaniowe "bo za mało się o nie postarałam". Taką właśnie dostałam odpowiedź od urzędu, kiedy pisałam odwołanie ws. terminu spotkania o którym zapomniałam z powodu choroby mojego dziecka. W MOPS-ie urzędniczki zrobiły sobie moim kosztem niezłą zabawę, posyłając mnie od pokoju do pokoju - w sumie było ich 10 - w których mogłam pocałować tylko klamkę, nawet nie miałam z kim zamienić słowa. Pisałam już o tym w poprzednich moich postach. Aż wreszcie doszło do tego, że z przemęczenia musiałam zwolnić się z pracy, żeby móc pójść na urlop, którego również potrzebowało moje dziecko. Nie chciałabym, żeby wypaliło się zawodowo już w wieku 12 lat, bo dzięki braku pomocy od Państwa nie mam możliwości zapewnienia mu odpoczynku wakacyjnego. Moje dziecko nie ma dziadków z którymi mogłoby spędzić wakacje kiedy ja byłam w pracy.

I tak od września zeszłego roku, zostałam zatrudniona na 4 h tygodniowo jako nauczycielka plastyki. Dla UP taka umowa zlecenie to za mało żeby móc dostać zasiłek. A ja tak bardzo chciałam pracować, że nawet nie pomyślałam że gdybym wtedy postarała się o zasiłek, to mogłabym spokojnie nie pracować przez ten cały rok w szkole jako nauczycielka plastyki! Dla niewtajemniczonych 4 h pracy nauczyciela w szkole tak naprawdę oznaczają 12-20 h faktycznie przepracowanych. Bo do zajęć trzeba się przygotować. Bo dzienniki trzeba uzupełniać. Bo trzeba pójść do sklepu i samemu zakupić materiały na lekcje dla dzieci. A później trzeba się jeszcze użerać z pracodawcą o zwrot kosztów za te materiały...

Tak więc użaliłam się pani w UP, że więźniowie mają więcej praw od takiej samotnej mamy próbującej za wszelką cenę przetrwać i nie dać się złamać, byleby nie zabrali jej dziecka. Na co ona nakrzyczała na mnie, że to g....no prawda, bo ustawa to gwarantuje!!

Nie zdążyłam jej powiedzieć, bo się rozpłakałam. Powiedzieć, że więźniom gwarantuje garnuszek podstawiony pod nos za podatki które ja odprowadzam całe życie, a prognoza mojej emerytury wynosi 158 PLN??? Że oni też muszą swoje w więzieniu odpracować, ale jedynie rok. Ostatni rok wyroku! A później tacy biedni poszkodowani bez końca pobierają zasiłek, bo tacy nieprzystosowani do życia???

A ja nie ze swojej winy miałam przez rok tak niską pensję. Zwłaszcza że jak szłam we wrześniu do pracy, to pracodawca obiecywał mi co najmniej 7 h tygodniowo, a to już prawie dwa razy taka pensja. Po rozpoczęciu zajęć nagle sobie zredukował tę ilość do 4 h. Dodam iż to umowa zlecenie, więc w miesiącach w których występowały święta, miałam tych godzin jeszcze mniej. Sam stres spowodowany takim traktowaniem bardzo obniża wydajność pracownika.

A więzień w tym czasie siedzi sobie spokojniutko w areszcie. Nawet ma czas uprawiać sporty, żeby być FIT. A ja marzę o takim czasie i o pieniądzach na to. Bo ja za zajęcia na siłowni musiałabym zapłacić. Więzień ma za darmo. Z moich podatków.

Pierwsze lata życia mojego dziecka nie raz chodziłam głodna i marzyłam o kromce chleba codziennie! Gdyby więzień też tak miał, gdyby musiał zapracować na tę kromkę, to może wtedy doceniłby ją. Teraz, żeby moje dziecko mogło jechać na obóz letni - pierwszy w jego życiu - też chodziłam głodna, żeby odłożyć każdy grosik dla niego. Żeby prawidłowo i zdrowo się rozwijał. Nie musiałabym się głodzić, gdybym miała godną pracę, taką, w której miałabym zagwarantowaną ochronę przed mobingiem i dyskryminacją samotnych mam.

Chciałabym zobaczyć takiego FIT więźnia jedzącego codziennie tylko śniadania. Ale niestety widziałam na własne oczy: tłuściutkiego, opalonego na solarce, ubranego w same markowe ciuchy. Ja takie widziałam tylko przez szybkę, lub używane kupione w ciuchlandzie. Ubieram się tylko w takich sklepach. Nie stać mnie nawet na sieciówki. I to nie tylko teraz, ale odkąd pamiętam. Odkąd urodził się mój synek. Oszczędzam na wszystkim, byleby tylko on był zdrowy. I jeszcze słyszę co chwila, że samotne mamy to oszustki. Urzędnicy powinni się zastanowić, ku czemu dąży ich polityka. Bo nie ku dobremu.

I znowu co do samotnych mam: nie mam żadnej pomocy od Państwa. Każda instytucja do tego stworzona zrzuciła mnie z wysokiego drzewa. I zawsze gdzieś w podtekście jest: "nie fikaj bo zabierzemy Ci dziecko".

Staram się jako mogę, ale nie jestem ani facetem, ani robotem... w dodatku jestem łatwym celem do odstrzału, jak każda matka walcząca o swoje potomstwo. Nadstawię się do każdego ciosu, żeby ochronić potomstwo. Ale czy to jest naprawdę konieczne w cywilizowanym kraju?

Czy naprawdę łatwiej jest płacić rodzinom zastępczym, niż dać mamie godną pracę? O tym też już pisałam przynajmniej raz tutaj.

Ale zachęcam do lektury innych postów też. Będę pisać więcej bo zauważyłam, że małymi kroczkami moje pomysły trafiają dalej i wyżej, i może kiedyś mój syn doczeka się bardziej cywilizowanego traktowania w naszym społeczeństwie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

co Waszym zdaniem zrobić, by poprawić ściągalność alimentów należnych dzieciom?

nadopiekuńczość hamuje rozwój dziecka

bankowa mafia, czyli kolejna odsłona samodzielnego macierzyństwa